Drastic times calls for drastic measures….jak to mówią. Ale trzymajmy się naszego rodzimego języka, wszak zależy mi na tym, żeby nawet ci, którzy mogą nie być zbyt biegli w angielskim wiedzieli o co chodzi. Z tego też powodu odkurzam ten blog, a nie piszę gdzieś w odmętach anglojęzycznych stron.
*wyciąga odkurzacz, niczym Hoya w „Sesame Player”*
Długo zbierałam się do napisania tego postu. Wiele razy rezygnowałam z przeświadczeniem, że jednak szkoda mojego czasu, aby chwilę później stwierdzić ze „a może jednak”…i tak w kółko. Do momentu, w którym trafiłam na relację osoby związanej z organizacją tego niesamowitego wydarzenia, jakim – bez wątpienia – był koncert Infinite w Polsce.
Na początku jednak, wypadałoby zaznaczyć, że wszystko to, na co traficie dalej, jest moją prywatną opinią (choć wiadomo mi, że podzielaną przez wiele osób), nie zaś próbą usilnego przekonania kogokolwiek do moich racji. Tu przynajmniej nikt mojej opinii nie usunie jako niewygodnego komentarza 😉
Istotnym jest również fakt mojej niekrytej niechęci do grupy zajmującej się zarządzaniem strony Inspirit Poland. Nie myślcie, że niechęć wyszła z jakiegoś mojego „nie bo nie”, czy czegokolwiek tego rodzaju, albo że wzięła się totalnie znikąd. Sięga ona dużo dalej, bo aż do koncertu sprzed dwóch lat w Londynie (OGS London), gdzie ówczesna administracja dała mi się poznać (niestety) jako mało kulturalna i mająca daleko gdzieś polskich fanów spoza grupy, z którą przyjechała (ale to historia na inny post).
Świadoma zmian wśród zarządzających IP, jakie miały miejsce po tamtym wydarzeniu, postanowiłam jednak dać szansę grupie i postarać się wyrzucić z siebie to uprzedzenie. Po co żyć w niechęci, skoro wielu polskich fanów jest przemiłych i przesympatycznych? Bolesne zderzenie z rzeczywistością nastąpiło dość szybko. [Najwyraźniej pewne, niekoniecznie pozytywne zachowania, przekazywane są z funkcją, albo po prostu na pewne funkcje wybiera się osoby o podobnych predyspozycjach.]
Problemy zaczęły się już na początku. Coraz mniej czasu do koncertu, miesiąc przed, a nadal brak informacji o sprzedaży, cenach, dosłownie – czymkolwiek. A co za tym idzie – nadciągający coraz większy stres, czy wyrobię z kupieniem przed wyjazdem na urlop, czy znajome osoby dadzą radę ogarnąć zakup…I gdzie w ogóle jest jakiekolwiek utworzone wydarzenie na fb, strona, cokolwiek co pozwoli ludziom dogadywać się co do tego wszystkiego? Co jak co, ale to nie jakiś tam sobie zespolik, na koncert którego nie przyjedzie żaden fan spoza naszego kraju. Ja sobie znajdę jakieś info, dopytam kogo się da, ale nie wszyscy jednak dadzą radę. Po bataliach i dopominaniach wielu osób, IP W KOŃCU zdecydowało się na łaskawe stworzenie wydarzenia na fb. Tu wyrazy wdzięczności dla wszystkich szturmujących. Gdyby nie wy, pewnie dostalibyśmy wydarzeniem tydzień przed. Oczywiście rozumiem, że administracja nie miała pełnych informacji, tak jak i my wszyscy. Nie widzę jednak co ma jedno do drugiego.
Zdawać by się mogło, że kryzys mej wiary w postanowienie przekonania się do IP już minął, skoro już powstało owo nieszczęsne wydarzenie. Teraz już będzie z górki, nasz fandom pokaże jaki jest wspaniały i jak służy pomocą. Pokażemy innym, że można na nas liczyć! Tak? Nie. Chciało by się powiedzieć, nadzieja matką głupich. Tym samym, głupia jestem ja sama, mając tą wiarę i nadzieję w ludzi ‚u szczytu’. Tu bowiem zaczęło się już na dobre pokazywanie „kto tu rządzi” i jak bardzo ma gdzieś opinię i potrzeby ogółu. Gdybym napisała, że podawano niepełne informacje, byłoby to przekłamaniem. Informacji nie podawano prawie wcale, dopiero po kilkunastu komentarzach i pytaniach na ich temat pojawiało się cokolwiek. Jedna z Adminek, opisująca wydarzenie ze swojego punktu widzenia pisze:
„Największa tragedia świata, bo nie ma rozpisanych godzin na miesiąc przed. Zwlekałyśmy z powiadomieniem nie dlatego, że chciałyśmy Wam zrobić na złość, tylko tak naprawdę do końca nikt nie wiedział czy będzie sens robić kolejkę, bo być może bilety będą numerowane oraz na jakie kategorie będą podzielone. Szczerze? Największy hałas robi ten co najmniej ma do powiedzenia.”
Dziękuję Ci, kochana Adminko, że uważasz fanów, że mają „najmniej do powiedzenia”. Zwróć jednak uwagę na fakt, że niektórzy mieli do zaplanowania dużo wcześniej (tak, nawet miesiąc wcześniej! zaskakujące, prawda?) przyloty i przyjazdy. Oczywiście, nie na wszystko masz wpływ, rozumiem. A teraz pomyśl, nie warto było napisać wtedy „słuchajcie, nie wiemy nawet czy jest sens robić kolejkę, bo nie wiemy czy sprzedaż nie będzie numerowana, damy wam znać jak będzie wiadomo”, a nie „więcej informacji niedługo”? Czy wiesz, że fani z innych krajów potrzebowali tego, żeby móc zaplanować godziny przybycia? Czy wiesz jak działa uspokajanie tłumu? Najwyraźniej nie wiesz. Przykre. Człowiek uczy się na błędach, skarbie, może i Tobie kiedyś się uda.
Oczywiście nikt z nas nie ma wpływu na pomylone daty sprzedaży, brak informacji od organizatorów, ani tego rodzaju podobne losowe sytuacje. Ale bądźmy ludźmi. I pomyślmy czasem, ze ktoś kto czeka, nie wie tego co i my.
MyMusicTaste z pewnością odegrało w tym wszystkim sporą rolę. Nie mi jednak oceniać do końca po czyjej stronie stał błąd tego rodzaju, jak błędna data sprzedaży w Progresji. Niedogadanie. Misunderstanding. Postawmy się najpierw w sytuacji MMT – pośrednika, który jednak ma na głowie dużo więcej koncertów niż tylko ten jeden, jedyny, złoty koncert w Polsce. Można było lepiej, owszem. Podejmujemy się czegoś, to róbmy to dobrze, owszem. To się tyczy wszystkich stron, bo jednak i wykonawca chce zarobić, i jego agencja, i pośrednik, i klub. Postawa klubu wobec fanów kpopu jest również znana, dlatego nie kładłabym ciężaru za niedogadania tylko i wyłącznie po stronie MMT. Wina zwykle jest gdzieś, po środku i często odpowiedzialność za nią ponosi więcej niż jedna osoba. Zostawiam więc dalsze dywagacje na ten temat, bo co więcej mogłabym tu powiedzieć nie stojąc „w butach” żadnego z powyższych? Mogłabym jedynie snuć domysły.
Jednak przy okazji wspominania o MMT – nie dało się nie zauważyć, że wiele osób uważa, że samo MMT ma bardzo marne opinie na temat polskich fanów, a co za tym idzie niechętnie miesza się w organizowanie jakichkolwiek koncertów w samej Polsce. Subiektywnie powiem – nie dziwię się. Po tym, co widzę w komentarzach na ich facebooku…sama bym nie chciała się mieszać. Wyzywanie, mieszanie z błotem MMT i innych lecące ze strony polskich „fanów”…no aż się chce tu przyjeżdżać.
W końcu ruszyła sprzedaż biletów. Późno to późno, ważne że w ogóle. Po wielkim biletowym kryzysie, gdzie w bojach i pomocy zorganizowanej jak w wojsku mej zacnej grupy nabyłyśmy już bilety, część stresu oddaliła się w niepamięć. Bo stres być musi, jak tradycja to tradycja…;)) *rzewne wspomnienie OGS London i kilku innych*
Jak zmora jednak powróciła sprawa z numeracją. Adminko, wiedziałaś już przecież, że bilety nie są numerowane. A czy wiedziałaś o tym, że przez brak JAKICHKOLWIEK informacji parę osób musiało zrezygnować z samolotu i wlec się do Polski autobusem? Niepewnych czy dadzą radę zdążyć na numerowanie, bo nie mają informacji i nie wiedzą co i jak…a potem z rezerwacją lotu można było się pożegnać bo cena była trzykrotnie wyższa? Oczywiście, na pewno był jakiś istotny powód dla którego nie można było podać konkretów. Oczywiście zdarza się też najzwyczajniej w świecie, po ludzku, zapomnieć. Dlatego też przypomnienia i pytania ludzi na fb się po chamsku usuwa i udaje, że nie ma problemu.
Niczym kolejna zmora, do towarzystwa poprzedniej, pojawiła się ta w sprawach fan-projektów. Znów mnóstwo pytań od ludzi, brak informacji w języku angielskim (no przecież Polacy najważniejsi, co tam reszta). Jeśli u IP szwankuje znajomość języka angielskiego, to przecież żaden wstyd. Można było zapytać ludzi, ktoś na pewno zgodziłby się pomóc w tłumaczeniu i zgrabnym ujęciu treści postów. No ale ok, już się nie czepiam. Koniec końców tłumaczenia BYŁY. Na ogół. Poza jednym projektem.
Nauka tańca. Rozumiem, że z pewnością był jakiś bardzo ważny powód dla demonstrowania jak bardzo ma się w czterech literach fanów spoza Polski. Rzucając najpierw post na stronie WYDARZENIA, dostępnego dla WSZYSTKICH wybierających się na koncert tylko w języku polskim. Rozumiem, zróbmy projekt tylko dla rodzimych fanów, dla zajęcia czasu. Super pomysł, rozerwanie w oczekiwaniu, popieram. Ale musiałyście zrobić to tak pokazowo, żeby inni poczuli się niechciani i dotknięci? Wymuszone przez komentarze tłumaczenie – nie, wróć, informacja, że to nie dla was, ALE „…if you are super interested…”…gratuluje. Conajmniej jedna fanka z zagranicy popłakała się dzięki temu. O jednej przynajmniej wiem osobiście, bo usiłowałam jej koleżance wytłumaczyć w długich rozmowach na privie, że wcale nie polscy fani nie są wcale niechętni przyjezdnym fanom z innych krajów. IP, jesteście naprawdę cudowne. Pomnik wam wystawię za te dobre serca i patrzenie na potrzeby innych. Za to usuwanie niewygodnych komentarzy szło wam naprawdę dobrze! Przyznaję, jednak, że nawet mnie to nie zdziwiło. A wystarczyło rzucić na wstępie skromnym wyjaśnieniem dla którego projekt jest tylko dla fanów z Polski. Albo umieścić szczegóły na stronie Inspirit Poland, a odnośnik na wydarzeniu z drobną wzmianką… Parę opcji nie pokazujących innym, że są nikim, przychodzi do głowy mi bez problemu.
Hej, ale co ja się czepiam! DILLEMA wyszła nam zaje..fajnie xD Przecież „będą na 100%”, wiemy co mówimy.
To był moment, w którym chęć do brania udziału w projektach organizowanych przez IP uleciała we mnie w najbardziej siną dal. A raczej te resztki co pozostały jeszcze po poprzednich przejściach. Nie, jednak nie chce być utożsamiana z „fandomem”, jeśli przez fandom rozumie się takie zachowania. Przynajmniej w spokoju spędziłam resztę czasu, nie zaglądając na stronę, nie stresując się absurdami tam tworzonymi (czego nie mogę powiedzieć o mojej wojskowo zorganizowanej grupie, która jednak nadal zaglądała tracąc nerwy).
I tak nastały dni zbierania się na koncert, opóźnionych paczek z rzeczami, które miały dotrzeć nam na „już”, z których jedną dostałam 3 tygodnie po koncercie i ogólnego stresu podróżniczo-organizacyjnego. Nie jest to ogólna recenzja i fan-report z koncertu, wrażenia czysto-fanowskie zostawiam więc sobie na inne okazje. Nikogo z czytających nie obchodzi co jadłam na obiad i czy mi smakowało, przejdę więc do sytuacji z przylotem Infinite.
Decyzja o pojechaniu na lotnisko pojawiła się u nas spontanicznie. Odrobina logiki i znajomości czasów przelotu na trasie z Korei w połączeniu z wiedzą kiedy pojawiały się preview zdjęć z lotniska z wylotu chłopaków bez problemu pozwoliły nam ocenić kiedy można pojawić się na lotnisku Chopina. O napomnieniach na fb nie powinnam może mówić, bo dotyczą czasu, w którym się tam nie znajdowałam, jednak odpowiedź jednej z osób które tam były dają mi pewien obraz ‚odwagi’ IP. Najwyraźniej lepszą opcją jest pisanie wylewnych postów, niż podejście do kogoś i poproszenie osobiście o spokój, jak się człowiek znajduje w promieniu kilkunastu metrów od siebie. Oczywiście jestem świadoma, że z całą pewnością (!) był ku temu powód. Tak każą mi uważać resztki wiary w drugiego człowieka.
Co zastałyśmy na lotnisku? Grupkę fanów siedzącą w błogim spokoju i oczekiwaniu, umilającą zaskoczonym podróżującym chwilę przybycia do Polski lekkimi sporadycznymi wiwatami czy brawami. I część lasek odstawionych jak….sama nie wiem jak to ująć… Tak, wiem Adminko, bardzo się poświęciłaś wciskając się w tą obcisłą mini. Czuję twój ból, czuję twe poświęcenie w imię wyższych wartości! Dbałaś o estetykę widoków oppy, prawda? ;))
Posłużę się znów cytatem ze wspominanego wcześniej wpisu:
„Godzina do lądowania, a ludzie zaczynają skakać na każdą osobę, która wychodzi. Na szczęście wystarczyła chwila i wszyscy byli ustawieni co do linijki. Kocham za to polską kulturę <3.”
…w miejscu w którym stałam, widać było dobrze zarazem tłumek fanów jak i wejście. Gdzie ci skaczący na każdą osobę ludzie? Gdzie ten chaos? Gdzie ten brak kultury? Nie zauważyłam, żeby wychodzący zza drzwi przylotów podróżujący poczuli się napadnięci, prześladowani, zmaltretowani, zdeptani czy cokolwiek innego. Zauważyłam natomiast jakąś osobę – na moje oko koło 40-tki, latającą z aparatem w jedną i drugą. Nie wiem czy z MMT, czy może mama jakiejś z fanek, czy może wsparcie duchowe IP…Była i przy drzwiach. I prawie w tychże drzwiach. I prawie depcząc po przyjezdnych. Jej bliżej nieznana postać w ciemnym ubraniu działała mi trochę na nerwy, zasłaniając wejście. Działała na nerwy też niektórym przyjezdnym, z tego co widziałam, a przynajmniej jakiejś pani, która usiłująć ją wyminąć, wpakowała się prawie walizką w kolegę.
Napięcie oczekiwania rosło, a wraz z nim podejrzenia, ze coś nie gra. Szczerze żałuję, że nie poszłam za instynktem i widząc biegnącą tak, że prawie połamała nogi dziewczynę w koszulce IP nie udałam się za nią. Jak się później okazało, pech chciał, że Infinite poprowadzeni zostali inną bramką do autobusu, którym odjechali spod lotniska. Głupio zlekceważyłam swoje podejrzenia i chęć znalezienia się wcześniej bliżej tego autobusu na rzecz kolejnego przejawu wiary w ludzi. „Przecież powiedzieli by nam, IP na pewno zależy na tym, żebyśmy ich przywitały. Nie ma co czekać na zewnątrz i marznąć.” – tego rodzaju myśli co raz kłębiły mi się w głowie. Potem info, że pojechali, a w późniejszej perspektywie – mnóstwo pełnych emocji komentarzy na facebooku. Zwalanie winy na ochronę lotniska, na MMT, na organizatorów. Na wszystkich. Przyjęłam z pokorą, taka decyzja, trudno, stało się. Nie ten, to kolejny raz, na pewno się uda. Żal mi było osób, które tyle tam czekały, bo przecież nie jedna osoba czekała od rana, a było tam też trochę fanów INTL. Kto wie, dla wielu z nich z pewnością była to jedyna szansa przywitania chłopaków na lotnisku, jak pech to pech. Tak uważałam. Jednak po przeczytaniu relacji Adminki…tak, kolejny raz się odwolam:
„Pani z ochrony lotniska namawiała nas żebyśmy wzięły swoje koleżanki i szybko biegły do wyjścia 1. To była bolesna decyzja, ale wysłałam tylko 2-3 osoby szybko biegające pod busa żeby sprawdziły czy już pojechali i pozostawiłam wszystkich tak jak byli. Gdybym wysłała do pierwszego wyjścia tylko „moją” ekipę byłoby to niesprawiedliwe wobec reszty. Gdybyśmy zrobili pospolite ruszenie do wyjścia 1 wszystko zmieniłoby się w sztucznie wywołany chaos, a opinia o nas zostałaby zrujnowana. Wolałam już żebyśmy my płakały jakie to jesteśmy biedne, niż żeby po Internecie krążyły plotki jak to ktoś kogoś przypadkiem przepchnął i jakim jesteśmy bydłem.”
Tak Adminko. Dla Ciebie była to bolesna decyzja? Czy dla fanów, od których uważasz się lepsza? Których uważasz za bydło? Naprawdę uważasz, ze po tych godzinach oczekiwania, po wszystkich waszych napomnieniach i ustawianiu w szereg, to właśnie innym należy się takie zaszeregowanie? Skoro pani z ochrony, jak sama mówisz, namawiała cię, żebyś wzięła resztę i szła, to KIM JESTEŚ, żeby decydować za innych? KIM jesteś, przyznając sobie takie prawo? Wielkie jest twoje zaufanie dla ludzi. Ok, taka sytuacja, nie chciałaś ryzykować chaosu. Ale nie miałaś w sobie chociażby tyle przyzwoitości i godności, ty i twoje koleżanki z IP, żeby potem na tym nieszczęsnym facebookowym wydarzeniu napisać jaka była prawda? Że ostateczna decyzja o tym, że fani nie zobaczą swoich idoli była TWOJA. Czy masz w sobie tyle godności, żeby to publicznie przyznać? Wziąć na siebie tą odpowiedzialność w tamtej chwili? Nie.
Owszem, przemawia przeze mnie rozgoryczenie. Przemawia przeze mnie z pewnością wiele różnych, niekoniecznie pozytywnych emocji w tej kwestii. Ale nie dlatego, że to mi zależało na tym, żeby zobaczyć ich na tym lotnisku. Nie. Jak już napisałam wcześniej, dla mnie to była decyzja totalnie spontaniczna i nieplanowana, na zasadzie „uda się to fajnie, nie to nie”. Nie potrafię jednak wybaczyć całej tej sytuacji z uwagi na osoby mi bliskie, którym na tym bardzo zależało. Z uwagi na fanów, którzy czekali na to jak na zbawienie, dla których to BYŁO naprawdę ważne. Fani to też ludzie, wiesz Adminko? To nie zawsze oznacza, że rzucą się na Namu czy Dongwoo i rozszarpią go na strzępy. To, że zdarzały się takie sytuacje na innych lotniskach, nie świadczy o nas. Polscy fani potrafią zaskoczyć w sposób, jakiego się nawet nie spodziewasz. I mają honor i przyzwoitość, którego niektórym tu brak.
Godne pochwały, że wsadzałaś masterki do taksówek, Adminko. Mam nadzieję, że nie tych najdroższych. Pocieszające, że nie wszystkie masterki, bo współpraca w jednym z autobusów z lotniska w kwestii kupienia innym masterkom biletów w autobusie, była udana i z pewnością kosztowała je mniej niż taxi z lotniska.
Masz wyrzuty sumienia? Cieszę się.
Powracająca jak bumerang zmora numerkowania – ciąg dalszy. 4 października. Na początek może cytat, skoro już się tak w nich rozsmakowałam. Zacznijmy od cytatu z fb wydarzenia:
„- Numerkowanie rozpoczynamy o godzinie 9:00.”
i zestawmy go z cytatem naszej Adminki:
„Jeszcze w wejściu odebrałam telefon od dziewczyny z Finlandii, z którą umówiłam się na kontrolowanie kolejki w nocy i potwierdziłam jej, że jeśli nikt nie będzie robił dziwnych akcji, to wszystko będzie w porządku.”
To jak to w końcu z tą kolejką? Była w nocy, czy nie? Oczywiście, wszyscy jesteśmy bardzo fair i zamiast dać info, że o 9 się zaczyna i kto jest wcześniej ląduje na koniec kolejki, róbmy za plecami ogółu totalnie co innego. Ale co ja wiem, ja się tylko czepiam nie mając nic do powiedzenia.
Odnośnie samego nadawania numerów, ogólnie nie mogę powiedzieć złego słowa na temat fanów zgromadzonych przed salą. Spotkałam wiele osób o podobnym nastawieniu co to, które wam tu przedstawiam. Nikt się nie przepychał, wszyscy byli mili i bez problemu się przesuwali gdzie trzeba. Szkoda tylko, że administracja postanowiła co chwila pokrzykiwać na nas, żebyśmy się cofnęli, mając totalnie gdzieś, że najzwyczajniej na świecie NIE BYŁO GDZIE. Mogłam wejść komuś na dach samochodu, nie wiem czy byłyby z tego zadowolone. Komunikacja zwrotna zawiodła. My swoje, one swoje. (Dobrze, że nie usłyszałyśmy jak do konia „NASTĄP SIĘ!!!”).
Dalsze oczekiwanie na koncert odbyło się raczej bez większych ekscesów, głównie za sprawą ogarniętych fanów. Wybaczcie, że nie będę się w tym miejscu rozwodzić nad samym koncertem. Przemiłe i cudowne wrażenia nie powinny być zestawiane z nadmiarem negatywnych, toteż może podzielę się nimi przy jakiejś innej okazji. Fani w trakcie koncertu byli naprawdę niesamowici, zwłaszcza z perspektywy świadomości tego, co działo się na późniejszych koncertach w Europie. Jestem naprawdę dumna, że wspólnymi siłami zrobiliśmy wszyscy tak dobre wrażenie na chłopakach. Gdybyśmy byli takim „bydłem”, za jakie niektórzy nas uważają, nic z tego nie udało by się tak ładnie jak miało miejsce. Wszystkim, którzy brali udział w akcji z bannerkami gratuluję zgrania (nie przypisuję sobie zasług z uwagi na fakt, że nie brałam udziału) i jestem z was naprawdę dumna. Akcja z tupaniem – brawo, jakiś plus jednak się należy i dla administracji, bo mniemam, że od nich wyszedł sygnał kiedy i co. Pozytywne, choć na tle całej reszty niewiele w moim odczuciu to zmienia. Co najważniejsze, żaden z projektów nie miałby takiego skutku i nie pozostawiłby niesamowitego wrażenia w sercach chłopaków, gdyby nie FANI. Nie tylko ci z Polski, ale też ci, którzy przyjechali do nas, niejednokrotnie pokonując tysiące kilometrów.
To wielkie szczęście ( 😉 ), że siła tkwi jednak w samych fanach, a nie w tych, którzy uważają się za lepszych od innych.
Na koniec bezpośrednie słowo do autorki tamtego tekstu (odnośnik) – Adminko, uważasz się za światową osobę, jak wnioskuję po opisach Twoich niezliczonych kontaktów. Światowość jednak, to nie tylko kontakty. To szacunek dla innych. Ty go niestety sobą nie przedstawiasz. Życzę ci dużo pokory i obyś ty sama zweryfikowała to w sobie szybciej, niż zweryfikuje ci to samo życie.